W sobotę 4 kwietnia Błękitni Orneta rozegrali wyjazdowe spotkanie z liderem tabeli drużyną GKS-u Wikielec.
Pierwsza część spotkania była bardzo wyrównana. Z naszej strony warto odnotować strzał ze skraju pola w 10 minucie Patryka Chodkowskiego, niestety strzał minimalnie nad bramką gospodarzy.
W 25 minucie szansę na bramkę mieli gospodarze, jednak strzał z 11 metra zawodnika GKS-u pewnie broni Lawrenc.
Pierwsza bardzo wyrównana połowa zakończyła się bezbramkowym remisem 0:0. Fauli po obu stronach było mnóstwo, co zaowocowało 4 żółtymi kartkami dla naszych zawodników przy braku kartek dla gospodarzy...
Druga połowa toczyła się w podobnym tempie co pierwsze 45 minut. Nadeszła minuta 57, odbiór piłki przed bramką gospodarzyBogdana Wieliczki, który zagrał piłkę Nędziemu, a ten mocno uderzył na bramkę z okolic 20 metra i piłka wpada w długi róg bramki gospodarzy 1-0!
Od momentu objęcia prowadzenia przez nasz zespół na boisku zaczęły dziać się dziwne rzeczy.. w 61 minucie Kulpaka fauluje zawodnika GKS-u, według sędziego tego spotkania zawodnik gospodarzy wychodził na pozycję sam na sam, jednak za naszym obrońcą znajdowało się jeszcze dwóch naszych obrońców! Nic nie dały protesty, sędzia pokazał dlaGrzegorza Kulpaki czerwoną kartkę i od 61 minuty graliśmy w 10.
W 70 minucie akcję prawą stroną przeprowadził Goździkowski, który dośrodkował w pole karne, do piłki dopadł Fabisiak i uderzeniem głową próbował podwyższyć prowadzenie, niestety piłka trafia tylko w boczną siatkę.
W 88 minucie za faul idrugą żółtą kartkęboisko musiał opuścić strzelec bramki Michał Nędzi,od 88 minuty graliśmy w 9.
W 90 minucie zakotłowało się pod naszą bramką, piłka według sędziego głównego trafiła w rękę lężącego już na murawie Goździkowskiego. Decyzja sędziego - rzut karny, który na bramkę zamienił Remigiusz Sobociński 1-1.
97 minuta spotkania (choć sędzia doliczył 4 minuty do regulaminowego czasu gry), akcję prawą stroną przeprowadził Bogdan Wieliczko, dośrodkowanie w pole karne i tuż przed nim obrońca gospodarzy zatrzymuje piłkę ręką lecz sędzia pozostał niewzruszony.
Koniec końców zremisowaliśmy na terenie lidera 1-1. Szkoda tylko, że człowiek, który na boisku powinien być niewidoczny, wyrósł na głównego bohatera spotkania.
A.T